Zelenyj gorod sobota, 24 maja 2008


Poniedziałkowy poranek, wyglądam za okno przecierając oczy. Nie wierze! Zielono, tak zielono jakby ktoś w nocy zmienił scenografię. Wrażenie niesamowite, to miasto zrobiło się naprawdę piękne. Wszechobecna szarość przemieniła się, jakby jednym dotknięciem czarodziej różdżki w zieleń... i to z jaką intensywnością. Rozmokła, wydeptana gleba stała się niczym dzikie leśne runo, a drzewa, które wyglądały jakby miały już nigdy nie wypuścić liści teraz są nimi zasypane. Ulica 25 Oktiabria wygląda niczym tajemnicza aleja. Dobra, lekko przekoloryzowałem, ale zdecydowanie jest czym oko nacieszyć.

Poprzedni weekend spędziliśmy, dla odmiany na miejscu, w Irkucku. Zrobiło się jakoś tak poważnie i naukowo. Prace zaliczeniowe, wypracowania, referaty i uwaga… egzaminy i to całkiem serio, choć tylko dwa - jeszcze. I tak próbowaliśmy stworzyć naukową atmosferę, więc wybraliśmy się… na imprezę. Akurat zebrała się wesoła gromadka i wylądowaliśmy w Megapolis na, uwaga… emoparty. Haha, w rzeczy samej. Tylko, że żadnego emo nie spotkałem. Może płakali w kątach?;)

Impreza, jak impreza, ale o czym chciałem kilka słów poczynić. Otóż nasze internacjonalne towarzystwo. Dokładnie 2 miesiące temu, w Wielkanoc, poznaliśmy u naszych koleżanek z Poznania (które serdecznie, przy okazji, pozdrawiam) Ciang Boma - zabawnego Koreańczyka, z dość europejskim, jak na Azjatę usposobieniem, który od tamtej pory jakoś się przewija tu i tam. No i tak jakoś z nim i jego "ziomkami" wylądowaliśmy na imprezie, a w drodze na nią wciągnąłem w dyskusję z naszym przyjacielem. Jej rezultaty skłoniły mnie do małej refleksji. Ciang Bom studiując w Irkucku od 3 lat nabawił się mnóstwo uprzedzeń i obaw, a po tym co usłyszałem, to wcale się nie dziwie. Podejście "białych" Rosjan do Azjatów wszelkiej maści jest powszechnie znane i dostrzegalne nawet przez nas. Pisałem już o tym, przytaczając anegdotkę z autobusu. Skąd wynika przeświadczenie o ich wyższości, można się domyśleć patrząc na historię, jednakże wybitnie brak znajomości, szczególnie tej najnowszej, tłumaczy na ile jest to podejście nieuzasadnione. Młodzi historii nie znają, w ogóle niewiele wiedzą o świecie, poza wyjątkami, żeby nikogo nie urazić. Ale o tym za chwilę. Ciang Bom sprawnie rozróżnia Azjatów: Mongoł, Buriat, Koreańczyk, ruski azjata… Ruski azjata? - pytam. No właśnie, najniższa grupa społeczna, dres, gopnik, jak go nie nazwać - dawno zapomniał o swoich korzeniach, bełkocze tylko ledwo po rosyjsku korzystając z "przebogatego" słownika rugatelstv. Taki typ z przyjemnością skroi Cię z telefonu, plecaka, a przede wszystkim dokumentów, choć i butami nie pogardzi. Tak właśnie powstają stereotypy, uprzedzenia i rodzi się dyskryminacja tych, od których Rosjanie powinni się jeszcze dużo nauczyć. Tymczasem przyjeżdżający tu azjatyccy studenci tworzą izolujące się grupy i nie tylko ze względu na barierę kulturową, ale głównie na nieprzychylny stosunek miejscowych, którzy postrzegają ich głównie przez pryzmat - ile można na nich zarobić. Jakby jednak nie spojrzeć w przybliżeniu 80% samochodów, a jeszcze więcej autobusów i maszyn poruszających się po Irkucku pochodzi z Japonii i Korei, choć tam już dawno się wysłużyły, tymczasem odnoszę wrażenie, że nikt nie nauczył się jeszcze traktować Koreańczyka jako poważnego, chociażby partnera do interesów. To tyle jeśli chodzi o moje spostrzeżenia, subiektywne. Anegdota usłyszana od wykładowcy zaprzyjaźnionego z Buriatami: każdy Buriat przyjeżdżający do Irkucka wie jedno - że dostanie "lanie". Nie wie tylko kiedy.

Ludzie tu nie czytają. Fałsz. Czytają tylko brukowce. Prawda. Kupienie publicystycznego tygodnika w kiosku graniczy z cudem. Zazwyczaj trafi się jakiś stary numer sprzed kilku tygodni, po obniżonej cenie. Dlaczego? Itogi, Ogenok, Vlast', Russkij reporter, te tytuły trafiają do kiosków, i to nielicznych, po jednym egzemplarzu i tkwią w witrynach, póki naiwny Polak ich nie kupi, no i tak już obniżonej cenie. Przynajmniej takie mam wrażenie. Co więcej, wyciągniecie takiej gazety w autobusie i pochłonięcie się w lekturę przyciąga zdziwione spojrzenia. Społeczeństwo posiadaczy - wypasionych telefonów komórkowych obklejonych kamyczkami Svarovskiego, okularów Versace i torebek Vuitton... złoto-zębnych ludzi bez pojęcia o tolerancji . Krytyk się ze mnie zrobił. Swoją drogą widziałem dziś najkrótszą spódniczkę w życiu, aż nie umiem opisać jej długości. Jestem pod wrażeniem, ale o tym może kiedy indziej.

Teraz pochwalę. To co mi się tutaj podoba to rozwinięty, przynajmniej w pewnym sensie, sektor usług. Jakość owych usług ciężko mi jeszcze oceniać, ale co się zdecydowanie wyróżnia to szybkość pracy. Szewc naprawia buty na jutro, okulary odbierasz u optyka za godzinę lub dwie, a odbitki u fotografa po 10 minutach. Czy w między czasie u nas coś już się zmieniło?

Były wzniosłe przemyślenia, to musi być też trochę sensacji. Dzisiaj dowiedzieliśmy się na zajęciach rosyjskiego, że nawiedziło nas trzęsienie ziemi, które… przespaliśmy. No tak, telewizji nie mamy, w radiu puszczają tylko "moskiewskie" newsy, a lokalnej prasy nie czytujemy raczej, bo nie grzeszy… niczym. I tak w nocy z wtorku na środę w Irkucku o 5.50 potrząsało z siła do 3 stopni w skali Richtera, a to już ponoć da się odczuć - relacjonowała nasza lektorka Aleksandra Vladimirovna - musiała łapać przesuwające się meble. W epicentrum, tj. na dnie Bajkału dochodziło do 6 stopni. Jak donoszą poszukiwacze sensacji to dopiero początek, bowiem przesuwa się tu fala wstrząsów z Chin. Ile w tym prawdy, to się okaże, choć nie byłbym tutaj specjalnie zaniepokojony, bo naukowych przesłanek ku potwierdzeniu tej tezy nie ma.

Na zakończenie mały polski wątek. Spotkała mnie dzisiaj niewątpliwa przyjemność - Ogórki konserwowe "Chili" z Radzymina. Mniam.

Abstrahując:

... a Irkuck już śpi, dobranoc.

Brak komentarzy: