Cofnijmy się jeszcze trochę. Trzeci i czwarty dzień podróży minęły zasadniczo podobnie, jak pierwsze dwa. Na szczęście nic więcej nie zginęło. Zmagaliśmy się natomiast z humorami pedantycznej pani prowadnik, której czepialstwo rekompensowały nocne historyczno-polityczne pogadanki z prowadnikiem.
Do Irkucka dotarliśmy właściwie 5 dnia podróży, po 87h spędzonych w pociągu, o 5.26 czasu moskiewskiego, czyli po 10 czasu irkuckiego. Spodziewaliśmy się, że ktoś raczy nas odebrać z dworca, no niestety na próżno. Wyczekując na dworcu i próbując dodzwonić się do wydziału spraw międzynarodowych tutejszego uniwerka, doszliśmy do wniosku, że najlepiej będzie dostać się do akademika, którego adres znaliśmy i wcześniej zlokalizowaliśmy już na mapie. I tak po przejechaniu tramwajem na drugą stronę Angary i małym spacerku dotarliśmy na ul. 25 Oktiabria 25, pod nasz akademik. Pierwsze wrażenie, nie ukrywajmy, było umiarkowanie pozytywne. Jedyny murowany budynek na ulicy, w środku już zdecydowanie ciekawiej, choć 2 płatne prysznice na cały akademik to niewielki luksus. Pokój generalnie czysty, wyremontowany, powiedzmy delikatnie - bez zbędnych udogodnień. Za to wielki plus, akademik rzeczywiście w centrum miasta.
Na całe nasze szczęście „obstawa” w akademiku była poinformowana o naszym przyjeździe, bo jedyne czego nam jeszcze brakowało do szczęścia to problemy z noclegiem. Wieczorem spotkaliśmy się z Uljana, dziewczyną Adama i wybraliśmy się na imprezę w klubie Obiekt 01.
Wielkanoc przywitaliśmy o 15 rano… Z pomocą Uljany udało nam się załatwić rosyjski nr komórki, dzięki któremu teraz możecie mnie czytać. Wieczór spędziliśmy na wielkanocnej schadzce zorganizowanej przez dziewczyny z Poznania w ich akademiku. O tym, co działo się dzisiaj, już wkrótce, tymczasem postarać się wrzucić kilka zdjęć.
Dlaczego małych zdziwień? O tym również niebawem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz