Brejnstorming, bang bang i rosyjskie migracje środa, 9 kwietnia 2008


No tak, na początek wypadało by się wytłumaczyć. Zaniedbałem bloga, no ale vremia tak bystro uxodit'! Co jak co, ale nauka się zaczęła na poważnie, no dobra, na tyle poważnie na ile się może tutaj zacząć, ponadto wyśmienicie się tu śpi... pomimo, że moje łóżko ma kolo 185cm długości, a to coś, co mnie oddziela od dykty trudno nazwać materacem. Zdrowo.
Poza nauką i spaniem są też inne obowiązki - życie towarzyskie ;) Nie można przecież robić Polakom złej renomy, a wiadomo jakże czasochłonne jest bywanie na "salonach"... i vecierinkax.

Wróćmy do tego na czym skończyłem w zeszłym tygodniu (olaboga, ale leci!). Na wykładzie z organizacji międzynarodowych profesor przywitał nas słowami "Witam serdecznie", nie wzbudziło to specjalnie naszej podejrzliwości... do momentu, kiedy dostrzegliśmy w klapie jego marynarki znaczek z polską flagą. Nasi tu są! ;) Profesor Szostakowicz (niektórym nazwisko może widać się zabawnie pokrewne), jak później doczytałem w przewodniku - potomek polskich emigrantów, dyrektor organizacji polonijnej "Ogniwo". Nieskrywaną przyjemność sprawiło mu porozmawianie po polsku. Ludzie są tu dumni z polskiego pochodzenia. W ogóle Polska to tu dobra "marka", mówiąc dosłownie, jak i w przenośni. Na sklepowych półkach pełno polskich towarów, najczęściej żywności przetworzonej i mrożonek, ale też chemii, w aptekach dużo naszych leków. Ale bym sobie zjadł gołąbki! Tych niestety nie ma.
Eksport tutaj to złoty interes - tak myśli przeciętny polski przedsiębiorca - ceny wyższe, duży popyt na towary i stosunkowo mała ich podaż. Jest jedno "ale". Załatwienie wszelkich formalności trwa w nieskończoność i do tego kosztuje, a opłacenie mafii minimalizuje ewentualny zysk do zera. Konsul radzi: dać sobie spokój. Zdrowie też przecież ważne.

Przypadkowy taksówkarz cieszy się ze swojej familii Żołnierczyk. Polak ma tu lepszą renomę, niż Żyd - synonim przedsiębiorczości. Z mojej perspektywy to też ciekawe doświadczenie, w końcu jestem z "zachodu", ba z Unii Europejskiej. Buty też robimy dobre.

Chyba nie za bardzo rozumieją dlaczego przyjeżdżamy się tu uczyć, albo czego się tu można nauczyć. Teraz i ja już wiem, że ekonomii się tu na pewno nie nauczę. Na czwartkowym wykładzie słucham o wyższości ekonomiki marksistowskiej. No ładnie. Sam wykładający sprawia wrażenie, jakby wiekiem się od samego Marska zbytnio nie różnił. Przez chwilę jest nawet zabawnie.
Z nowym tygodniem zaczęliśmy dwa kolejne przedmioty, zapowiada się ciekawie. Stratifikacia v sovremennoi Rossii i Migrace i bezopasnost'. Prowadzone przez profesorów, powiedzmy to bardziej "światowych" - pierwszym kształconym w Niujorke i drugim o nieskończonej ilości publikacji na temat rosyjskich pedofilii w Nowej Gwinei i korupcji w Ghanie. Podoba mi się forma zajęć - opowieści i anegdotki o współczesnej Rosji. Dobrze jest zweryfikować swoje wyobrażenia, ale też to czym karmią nas media.

Kolejne moje spostrzeżenie - wykładowcy wyraźnie odcinają od historii ZSRR - Sojuz to oni… a my to my, żaden jeszcze nawiązując do historii nie określił ZSRR jako "my". Taki wstyd? Jedynie pani w aptece powiedziała, że w całym Sojuzie nie ma już szczepionki FSME, bo ją wycofali. Jest tylko 8x tańszy "zamiennik". Z resztą pewnie i tak miała na myśli SNG*. Jak już o tym mowa - w zeszłym tygodniu przyjąłem to rosyjskie cudo, póki co żyje. Mowa o drugiej dawce szczepionki przeciw odkleszczowemu zapaleniu opon mózgowych.

Żeby tradycji stało się zadość to musi być jeszcze coś o pogodzie i kasie. Od 1 kwietnia skrupulatnie notuje wydatki i po tygodniu mogę już poczynić pewne spostrzeżenia. Na jedzenie, transport, skromną rozrywkę i... prysznic poszło delikatnie ponad 200zł. To wcale nie jest mało, a i tak żyjemy po najniższych kosztach. Totalnie nie mam pojęcia, jak miejscowi sobie tutaj radzą, przy zarobkach rzędu 800-1400zł. Nie ma tu tanich marketów, promocji, ani innych cudów zachodniego marketingu. Ponoć naród niesamowicie przystosowany do radzenia sobie w trudnych warunkach. Może i my będziemy musieli zacząć hodować coś na parapecie. Marchewki ze sklepu są w środku białe, o smaku bliżej nieokreślonym. Po ugotowaniu dobrze smakują z ketchupem. Tu wszystko z nim wchodzi. Konsul ostrzegał, żebyśmy przypadkiem nie gotowali parówek, bo nam odejdzie ochota na jedzenie. Posłuchaliśmy - na zimno, oczywiście z ketchupem.

Tylko woda ponoć tu tania, nikt nie zakręca po sobie kranów - przecież mają "wody pod dostatkiem w Bajkale". Pochodzę trochę na stratyfikację to napiszę coś mądrzejszego.

Pogoda. O ile zeszły tydzień określę środkiem wiosny, bo temperatura w ciągu dnia przekraczała 10 st. i lataliśmy nawet w krótkich rękawkach to dla odmiany w niedzielę spadł śnieg i przymroziło. Po drodze na uczelnie mamy termometr - o 8 rano w poniedziałek zanotował -6, gdy wracaliśmy było już +6. Duże amplitudy temperatur. Chyba jeszcze bardziej chce mi się od tego spać. Mrozik trzyma dalej… i bardzo dobrze, bo parapet w zeszłym tygodniu powoli zaczął tracić funkcję lodówki.

Jak wspomniałem poza nauką musi być też czas na przyjemności. I tu też mała dygresja. O tym, że tutejsi bardziej są przychylni aktywności fizycznej, niż my już pisałem. Mam wrażenie, że bardziej dbają o rozrywkę. Dlaczego to w miarę oczywiste. Bo co można by tu robić? Wszędzie daleko. I tak, nie przesadzę, jeśli napiszę, że w Irkucku jest kilkanaście teatrów, mnóstwo kin, kręgielni i klubów billardowych też zdecydowanie więcej, no i oczywiście klubów, zwanych tu nocnymi, jednakże nie mających nic wspólnego z naszym rozumieniem tego słowa. I o klubach będzie mowa, dobra, o jednym.
W sobotę zostaliśmy zaproszeni na imprezę tematyczną Narodnyi zombar' do klubu Megapolis. Imponujące. Do bywalców klubów raczej nie należę, z resztą w Poznaniu trudno o klubach mówić, ale czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Klasa i wraz z nią adekwatna kwota za wstęp - 300 rubli (dla nas na szczęście nie;)). W środku pełna kultura, świetna aranżacja wnętrz, 3 różne sale tematyczne na 2 kondygnacjach. Muzyka też dobra, z wrażenia, aż zmontowałem filmik:

No tak zapomniałem wspomnieć, że bawiliśmy się jako zombie :) Jeszcze tam wrócimy.

Na zakończenie anegdotka z serii małe zdziwienia, czyli rosyjskie paradoksy.
Wiecie kto zbudował budynek urzędu migracyjnego w Irkucku?
Nielegalnie przebywający na terytorium Rosji Tadżycy bez pozwolenia o pracę.

* ros. Wspólnota Niepodległych Państw

Brak komentarzy: