Gorod nevest* piątek, 4 kwietnia 2008

Irkuckie życie powoli zaczęło się normalizować. No dobra, prawie. Znów niemalże niepostrzeżenie minął kolejny tydzień. Prawie tydzień ;) Obowiązków coraz więcej, zajęć też, no i snu oczywiście, tylko czasu jakoś mniej.
Niedzielną wycieczkę trzeba było odespać, więc nasz kolejny tydzień zaczął się trochę później, niż planowaliśmy. Na uczelni wylądowaliśmy o 11.30 na przedmiocie Politicieskie sistemy v gosudarstvax ATR. Przedmiot jest bliźniaczo podobny do wykładanych na wschodoznawstwie Współczesnych systemów politycznych. Jest tylko małe "ale" - tajemniczy skrót ATR. Już wiem, że oznacza on kraje Azji południowo-wschodniej, choć jego rozwinięcie nadal pozostaje tajemnicą. Tak czy owak, okazało się, że przedmiot ten też się zaraz kończy i, że za dwa tygodnie mamy zaliczenie. Do nauczenia przypadła Indonezja. Ciekawe i zdaje się nietrudne, bo o Pancza Sila i sterowanej demokracji coś już się słyszało.
W poniedziałek wydano nam również legitymacje i indeksy, którymi oczywiście muszę się pochwalić. Jesteśmy pełnoprawnymi studentami. Bajer.

Wcześniej już napomknąłem, że Istfak nie będzie naszym jedynym miejscem nauki. Po parze** w centrum pora jechać na Universiteckij, pseudo kampus rozlokowany na lewym brzegu Angary, gdzie znajdują się między innymi wydział prawa i nasz MEiL, na którym to zostajemy przyjęci bardzo przyjaźnie. Proponują nam, abyśmy uczęszczali na pełen kurs rosyjskiego - 6 zajęć w tygodniu, no ale to lekka przesada. W końcu decydujemy się na: prakticieskaia grammtika, prakticieskii sintaksis, praktika reci, naucinyi stil reci. No to się napraktykujemy, ale cóż ćwiczenie czyni mistrza, a język codzienny to nie wszystko. Rosyjski zaczynamy nazajutrz, na pierwszy rzut gramatyka.

Wtorek, 1 kwietnia - prima aprilis, za wcześnie wstać nie można. No i nie wstaliśmy, zwlekliśmy się po 12, żeby dotrzeć na 13.20 na ową gramatykę. Ciut po 13 wsiedliśmy w autobus, ale chyba przeliczyliśmy siły nad zamiary. Zamiast gramatyki zrobiliśmy sobie ponad 1,5h wycieczkę autobusem po przedmieściach. Na Universiteckij nie dotarliśmy. W środę się poprawimy.

Wstajemy skoro świt, czyli o 8. O 10 zaczynamy zajęcia na MEiL'u, więc nauczeni wczorajszym doświadczeniem wiemy, że musimy wyjść najpóźniej o 9. Tylko jeszcze mała drzemka w autobusie.
Rosyjski, rosyjski, rosyjski. W grupie mamy 2 Niemców, Francuza i dziewczynę… jeszcze nie wiemy jakiej narodowości ;) Niemcy dają radę, ba, mam wrażenie, że dość słabo przy nich wypadamy, ale za to Francuz powtarza ja ne znaiu. Na sinstaksisie udaje nam się trochę zaszpanować, rosyjski jednak ciut do polskiego podobny i rozbieranie zdań złożonych szło nam całkiem. Gorzej już na praktice reci. Zostajemy lekko zmiażdżeni przez ironiczną panią Aleksandre Vladimirovne. Teraz już wiem, jak się naprawdę powinno uczyć języka. U nas to prowizorka. Na zadanie domowe dostaliśmy taki tekścik, że z niespełna dwóch stron A4 udało mi się znaleźć, ze 40 słówek, z którymi wcześniej nie miałem styczności. No może przesadzam, ale tylko trochę, a dodam, że od początku pobytu tutaj już się trochę rosyjskiej prasy naczytało. Po dwóch rosyjskich pora na ekonomię, za dużo nie będę pisał, bo szkoda zachodu. Pani prowadząca na początku zasugerowała nam, że możemy nie zrozumieć. Miała rację. Przez całe zajęcia liczyli jakieś zadanka na dziwnych literkach i cyferkach. Odpuścimy to sobie, poszukamy ekonomii na Istfake.
Popołudniu umówione spotkanie z konsulem. Przemiły człowiek, ciekawie podyskutować, posłuchać opowieści . Pewne nasze "małe zdziwienia" znajdują wytłumaczenie.

Nawiązując do tematu - miasto panien. Wcześniej pisałem, że mnóstwo tu, no nie ukrywajmy ładnych i przede wszystkim (do przesady) zadbanych kobiet (ponoć zupełnie odwrotnie, niż w Archangielsku, ktoś zdementuje?). Nie było to tylko moje subiektywne odczucie. Jak się okazuje dla blisko 40% kobiet w wieku rozrodczym brakuje tu partnerów. Poważne zagrożenie demograficzne, a dodać do tego należy, że dużym problemem jest tu również męska impotencja spowodowana powszechnym alkoholizmem. Ruscy nie mają libido... biedne kobiety. Do tego tematu zapewne jeszcze wrócę.
Póki co rozważam złożenie aplikacji na staż letni w konsulacie, konkurencja duża, ale spróbować warto.

1 kwietnia zrobili nam żarcik i teraz prysznice pracują w dni parzyste. Idziemy się wykąpać do koleżanek z innego akademika. O polskim wykładowcy i marksistowskiej ekonomii wkrótce.

* ros. miasto panien
** ros. para - po prostu zajęcia, 1h20min

3 komentarze:

jablona pisze...

mam podobne obserwacje co do ilości "wolnych" kobiet w Irkucku. Wystrczyło przejść się na nabrzeż Angary, by uświadczyć obecności mnóstwo niczego sobie panien ;) Szkoda tylko, że niektóre tak wyzywająco się ubierają... jak, nie przymierzając, wiadomo kto :P

Bartosz pisze...

"Niektore" to bardzo delikatne okreslenie ;)

jablona pisze...

heheh... prawda :P