Ciągle mi Mao poniedziałek, 28 lipca 2008

Koniec. Wszystko co dobre szybko się kończy, niestety. Jest 8 rano, siedzę na schodach przed hostelem, który kryje się w małym, cichym hutongu, odchodzącym gdzieś tam od głównych pekińskich arterii. Za niespełna 10 godzin będę już z powrotem w Irkucku.

Niestety z relacjonowaniem na bieżąco utknąłem daleko i dawno stąd, jeszcze gdzieś w Yangshuo na samym południu Chin. Niewykluczone, że to jeszcze nadrobię, jeśli nie... to opowiem osobiście. Ostatnie 3 dni spędziliśmy w Pekinie, zaliczając główne atrakcje z cyklu plac Tiananmen, Wielki Mur i Pałac Letni. Poprzednie niespełna 3 dni bawiliśmy w Szanghaju.

Podumuwując - Chiny bardzo mnie zaskoczyły, na plus. W dużej mierze zapewne przyczyniła się do tego olimpiada, choć bo ja wiem. Większość z moich stereotypów pękła, a wyobrażenia zupełnie się nie pokryły. Ten kraj się naprawdę niesamowicie szybko rozwija. Różnice kulturowe sprawiają, że egzystowanie tutaj bywa uciążliwe, ale pomyślałem sobie, że jeśli koniec końców mieli by nas zalać i zdominować to wcale to nie musi być wizja katastroficzna. Bredzę. Przyroda, krajobrazy, zabytki - to osobna bajka, ale bajka piękna, jak dla mnie zdecydowanie najbardziej egzotyczna z dotychczasowych podróży. Lece zjeść śniadanie i wsiadam w Tupolewa 154.

Brak komentarzy: